Przerwana synfonia

spring, countess, oil, canvas, 80x40x2cm, no 119919o

Zmysłowa rzecz – mimo że raczej praktyczna niż ozdobna.

Ale osobista.

Może nawet bardziej osobista niż wanna, bo obraz damy w kąpieli nie ma żadnego porównania z wizerunkiem damy za zaparowanymi ściankami kabiny prysznica. Zwłaszcza, jeśli te ścianki są z półprzezroczystego pleksiglasu, pokrytego wzorami imitującymi spływającą wodę – podczas brania prysznica wytryskująca z jego srebrnej główki fontanna wartkich, błękitnych strumyków trafia nie tylko na pokryte mydlaną pianą ciało lecz także na boki kabiny, zmywając zbierającą się na nich parę, ściągając ją w dół i w ulotnych chwilach ukazując różane okrągłości kobiecego ciała. Tumany pary kłębiące się wokół znajdującej się tam, tajemniczej postaci na czas ułamka sekundy zakrywają całość obrazu, by w najmniej spodziewanym momencie odsłonić jakieś jego intymne miejsce – a może tylko stopę, może udo, jakąś część pośladków albo brzucha… ale może też  fragmencik piersi.

Symfonia piękna i spokoju, obiecująca chwilę wytchnienia po dniu pracy…

niestety przerwana gwałtownie – już w akcie pierwszym! zapowiadając katastrofalny przebieg dalszych wypadków oraz przejście utworu w nieznającą wyczucia miejsca i  czasu tragifarsę.

Rumor, który nastąpił nie trwał długo. Ułamek sekundy może.

To jeden z paneli drzwi kabiny wyzwolił się spod ucisku śrub władających jego regularnym ruchem wzdłuż szyny stanowiącej jednocześnie jej górną ramę, po czym – ulegając wpływowi ziemskiej grawitacji – wpadł do wnętrza. O włos ominął zroszoną damę a zatrzymał się dopiero na śnieżnych kafelkach ściany łazienki.

Biorąca prysznic (do tego momentu spowita w delikatną mgiełkę gorąca) poczuła nagły chłód przelatującego tuż obok niej panela – to powiew zimnego powietrza musnął jej przestraszone ciało.

Mogło skończyć się tragiczniej.

Dama chwilowo wolała nie myśleć o takiej wersji.

I co teraz?

Ostrożnie, tak aby jak najmniej wody wydostało się poza kabinę, spłukała z siebie resztki mydlanej piany, zamknęła dopływ wody, odwiesiła srebrną główkę prysznica, po czym przekroczyła wysoki brzeg brodzika.

Jej stopy zanurzyły się w głębokim granacie leżącego przed kabiną bawełnianego dywanika.

Teraz się zacznie, pomyślała.

I nie myliła się.

Nie chcąc samotnie wędrować przez tundrę biurokracji, zabrała na spacer prywatne ubezpieczenie.

Długo to trwało i kosztowało ją nieco nerwów, ale po licznych telefonach, próbach elektronicznego nawiązania kontaktu z zarządem wynajmu mieszkań, paru pismach wysłanych tradycyjną drogą (poleconym), paru rozmowach prowadzonych na żywo, wtajemniczeniu w problem rodziny, pożaleniu się obcym, rzuceniu pytania we wszechmocny Internet, po nielicznych nieefektywnych, prowizorycznych montażach, po zasięgnięciu istotnej i rozstrzygającej wszelkie wątpliwości porady jurystycznej, wreszcie po poinformowaniu wcześniej wspomnianego zarządu o finansowych, przez prawo przewidzianych, negatywnych skutkach niewywiązywania się z umowy o najem – dopięła swego.

Teraz stojąc przed zrekonstruowaną kabiną prysznica zapytuje się, czy podobnie wyglądała walka Davida z Goliatem.

©uv